Dobry blockbuster* to emocjonujący blockbuster i trzeba
przyznać, że filmy ze stajni Marvela dobrze to rozumieją, a przynajmniej te pod
batutą Disneya. Są niesamowicie odprężające, nasycone humorem i wysokooktanową akcją. Ostatnio mogliśmy to docenić w Zimowym Żołnierzu
czy Strażnikach galaktyki, które te receptę dopracowały praktycznie do
perfekcji. Nie dziwi więc, że oczekiwania w stosunku do Czasu Ultrona były
spore, szczególnie, że swoją przygodę z serią kończy jej walny przedstawiciel -
Joss Whedon.
Paczka superbohaterów ponownie musi uratować świat i to
żadna niespodzianka. Mając tylu imponujących przedstawicieli, nie sposób
zgotować im niebezpieczeństwa mniejszego kalibru. Tym razem zagrożeniem jest tytułowy
Ultron – sztuczna inteligencja, która jest pokłosiem nieudanego eksperymentu Tony’ego
Starka.

I przyznać należy, że cała przygoda rozpoczyna się z
odpowiednią pompą. Nie ma zbędnych ekspozycji, tylko od początku zostajemy
wrzuceni w wir akcji. Podobny zabieg jak na początku drugiej odsłony
Niezniszczalnych i tu sprawdza się równie korzystnie. Do tego poznajemy nowe osobistości jak Scarlett Witch i Quicksilver, które dobrze do tego pasują i w ciekawy sposób stawiają opór tytułowym mścicielom. Akcja na całego, humor na
poziomie, rozwałka zaś robi wrażenie i można rzec – nie ma to jak w domu.
Następnie mamy trochę czasu na złapanie oddechu i szansę na spokojne przyjrzenie się całkiem nieźle już znanym
postaciom. Oczywiście zabarwione odpowiednią ilością luzu i dystansu. Widać, że
cała ekipa już się zna, dobrze czuję się w swoim towarzystwie i poczyna sobie o
wiele swobodniej. Korzysta na tym widz, który widzi swoich herosów z trochę
mniej pompatycznej strony i raduje się dobrymi dialogami, którymi postaci
dogryzają sobie raz za razem. Na dokładkę mamy fantastyczny żart z Mjolnirem(młot Thora) i
cóż - wszystko idzie w jak najlepszym kierunku.
Teraz dochodzimy do elementów…bardziej wątpliwych, by nie
rzec kontrowersyjnych. Pojawia się wielki, zły - Ultron i pierwsze wrażenie jest
dobre. Głos Spadera robi znakomitą robotę, ale już sama mimika naszego nemezis nie powala. Wygląda sztucznie i za mało...robotycznie. To jednak mógłbym przełknąć. O wiele bardziej drażni
mnie, że po raz kolejny mamy zmarnowany potencjał jeśli chodzi o antagonistę z
uniwersum Marvela.
Dzieje się tak dlatego, że ponownie chciano zrobić
przeciwnika a’la Loki. Wtedy to się sprawdziło, bo aktor miał odpowiednią
charyzmę i wdzięk, dzięki któremu mimo swoich wpadek wciąż był intrygującym i
co najważniejsze nieobliczalnym przeciwnikiem. Ultron był materiałem na
znakomitego bad guya, ale na siłę wpleciono w niego elementy humoru, które
sprawiają, że traci swój urok i miast siać grozę czy niepewność, momentami jest
zwyczajnie przerysowany i pretensjonalny.
Wracając do pozytywów mamy świetną walką Hulka i Iron Mana
oraz kolejne uspokojenie akcji, które świetnie służy rozwinięciu tych mniej
znanych postaci. Niestety im bliżej punktu kulminacyjnego, a w zasadzie wraz z
jego rozpoczęciem wkrada się deja vu. Odnosi się wrażenie, że to już po prostu
było, tylko podmieniono kosmitów z jedynki na roboty i niepotrzebnie wydłużono
całość.
Ponownie akcja wygląda naprawdę dobrze, miło się to wszystko
śledzi, ale w pewnym momencie przychodzi refleksja. Wszystko fajnie, ale ile
jeszcze to będzie trwało? Miałem wrażenie, że trzeci akt
dłuży się wprost niemiłosiernie. Tak jak w jedynce wszystko było zrobione w
punkt, tak tutaj finał został zdecydowanie zbyt rozciągnięty. Kwadrans to minimum,
co szło z niego na spokojnie wyciąć.
Po seansie czułem się trochę przesycony prezentowaną estetyką.
Nie powiem, bawiłem się dobrze, ale doszedłem do wniosku, że to ostatni raz,
gdy taka forma u Marvela się sprawdziła. Po części zadziałała tu pułapka
sequela, który w obliczu tak dobrej części pierwszej musiał naprawdę kombinować
żeby go przebić, a przy tym przygotować grunt pod kolejne filmy. To diabelnie
trudna sztuka i doceniam włożoną nań pracę. Czas Ultrona - to dobry film, okraszony świetnymi dialogami i wdzięcznymi one-linerami, który chwilami starał się aż za bardzo. Koniec, końców się udało, ale jest to zwycięstwo osiągnięte rzutem na taśmę.
*blockbuster - termin w najogólniejszym znaczeniu określający dzieło, które stało się przebojem, odnosząc sukces kasowy.
*blockbuster - termin w najogólniejszym znaczeniu określający dzieło, które stało się przebojem, odnosząc sukces kasowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz