piątek, 8 maja 2015

Avengers - Czas Utrona




Dobry blockbuster* to emocjonujący blockbuster i trzeba przyznać, że filmy ze stajni Marvela dobrze to rozumieją, a przynajmniej te pod batutą Disneya. Są niesamowicie odprężające, nasycone humorem i  wysokooktanową akcją. Ostatnio mogliśmy to docenić w Zimowym Żołnierzu czy Strażnikach galaktyki, które te receptę dopracowały praktycznie do perfekcji. Nie dziwi więc, że oczekiwania w stosunku do Czasu Ultrona były spore, szczególnie, że swoją przygodę z serią kończy jej walny przedstawiciel - Joss Whedon.

Paczka superbohaterów ponownie musi uratować świat i to żadna niespodzianka. Mając tylu imponujących przedstawicieli, nie sposób zgotować im niebezpieczeństwa mniejszego kalibru. Tym razem zagrożeniem jest tytułowy Ultron – sztuczna inteligencja, która jest pokłosiem nieudanego eksperymentu Tony’ego Starka.


I przyznać należy, że cała przygoda rozpoczyna się z odpowiednią pompą. Nie ma zbędnych ekspozycji, tylko od początku zostajemy wrzuceni w wir akcji. Podobny zabieg jak na początku drugiej odsłony Niezniszczalnych i tu sprawdza się równie korzystnie. Do tego poznajemy nowe osobistości jak Scarlett Witch i Quicksilver, które dobrze do tego pasują i w ciekawy sposób stawiają opór tytułowym mścicielom. Akcja na całego, humor na poziomie, rozwałka zaś robi wrażenie i można rzec – nie ma to jak w domu.

Następnie mamy trochę czasu na złapanie oddechu  i szansę na spokojne przyjrzenie się całkiem nieźle już znanym postaciom. Oczywiście zabarwione odpowiednią ilością luzu i dystansu. Widać, że cała ekipa już się zna, dobrze czuję się w swoim towarzystwie i poczyna sobie o wiele swobodniej. Korzysta na tym widz, który widzi swoich herosów z trochę mniej pompatycznej strony i raduje się dobrymi dialogami, którymi postaci dogryzają sobie raz za razem. Na dokładkę mamy fantastyczny żart z Mjolnirem(młot Thora) i cóż - wszystko idzie w jak najlepszym kierunku.


Teraz dochodzimy do elementów…bardziej wątpliwych, by nie rzec kontrowersyjnych. Pojawia się wielki, zły - Ultron i pierwsze wrażenie jest dobre. Głos Spadera robi znakomitą robotę, ale już sama mimika  naszego nemezis nie powala. Wygląda sztucznie i za mało...robotycznie. To jednak mógłbym przełknąć. O wiele bardziej drażni mnie, że po raz kolejny mamy zmarnowany potencjał jeśli chodzi o antagonistę  z uniwersum Marvela.

Dzieje się tak dlatego, że ponownie chciano zrobić przeciwnika a’la Loki. Wtedy to się sprawdziło, bo aktor miał odpowiednią charyzmę i wdzięk, dzięki któremu mimo swoich wpadek wciąż był intrygującym i co najważniejsze nieobliczalnym przeciwnikiem. Ultron był materiałem na znakomitego bad guya, ale na siłę wpleciono w niego elementy humoru, które sprawiają, że traci swój urok i miast siać grozę czy niepewność, momentami jest zwyczajnie przerysowany i pretensjonalny.

Wracając do pozytywów mamy świetną walką Hulka i Iron Mana oraz kolejne uspokojenie akcji, które świetnie służy rozwinięciu tych mniej znanych postaci. Niestety im bliżej punktu kulminacyjnego, a w zasadzie wraz z jego rozpoczęciem wkrada się deja vu. Odnosi się wrażenie, że to już po prostu było, tylko podmieniono kosmitów z jedynki na roboty i niepotrzebnie wydłużono całość.

Ponownie akcja wygląda naprawdę dobrze, miło się to wszystko śledzi, ale w pewnym momencie przychodzi refleksja. Wszystko fajnie, ale ile jeszcze to będzie trwało? Miałem wrażenie, że trzeci akt dłuży się wprost niemiłosiernie. Tak jak w jedynce wszystko było zrobione w punkt, tak tutaj finał został zdecydowanie zbyt rozciągnięty. Kwadrans to minimum, co szło z niego na spokojnie wyciąć.

Po seansie czułem się trochę przesycony prezentowaną estetyką. Nie powiem, bawiłem się dobrze, ale doszedłem do wniosku, że to ostatni raz, gdy taka forma u Marvela się sprawdziła. Po części zadziałała tu pułapka sequela, który w obliczu tak dobrej części pierwszej musiał naprawdę kombinować żeby go przebić, a przy tym przygotować grunt pod kolejne filmy. To diabelnie trudna sztuka i doceniam włożoną nań pracę. Czas Ultrona - to dobry film, okraszony świetnymi dialogami i wdzięcznymi one-linerami, który chwilami starał się aż za bardzo. Koniec, końców się udało, ale jest to zwycięstwo osiągnięte rzutem na taśmę.

*blockbuster - termin w najogólniejszym znaczeniu określający dzieło, które stało się przebojem, odnosząc sukces kasowy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz