Znów u nas zawitał Obejrzyj-Przeczytaj-Zagraj...bądź nie, przeczytajcie co tym razem dla was przygotował.
No właśnie, minęło już trochę czasu od mojego ukończenia
prozy Brama Stokera, ale wciąż nie mogę do końca przestać o niej myśleć. Wydaje mi się, że analiza tytułowego pytania może być
ciekawym pomysłem. To już trochę ponad sto lat od napisania tego wiekopomnego
dzieła, a mimo to czyta się je zaskakująco przystępnie. Spróbuje więc nakreślić
kilka powodów, dla których moim skromnym zdaniem, opowieść o legendarnym hrabi
tak dobrze przetrwała próbę czasu.
Pierwsza ważna kwestia to
zastosowanie formy dziennika, jako środka przekazu. Bardzo ważna z wielu
powodów i wpływająca ściśle na atrakcyjność lektury. Po pierwsze dzięki tej, a
nie innej formie, łatwo złapać więź z prezentowanymi postaciami. Ich przekazy
są bardzo osobiste i przebrzmiałe od emocji. Dzięki temu traci się fikcję
zawartą w książce, a całość sprawia wrażenie nie wymyślonej, a prawdziwej walki
ze złem, spisanej przez osoby w nią zaangażowane. To casus podobny do Blair
Witch Project, wszyscy wiemy, że to fikcja, ale swego czasu każdy wierzył w jej
prawdziwość. Działa tu ogromna sugestywność przekazu. Z Draculą jest podobnie,
gdyby dano ją do przeczytania osobie bez uprzedzeń, nie sądzę by była pewna, że
ma do czynienia z tworem wymyślonym.
Wspomniane punkty widzenia, także
odgrywają niebagatelną rolę. Przede wszystkim rozbijają rutynę. Skaczemy po
poszczególnych relacjach, przez co trudno wpaść w monotonię. Pozornie wszyscy
chcą osiągnąć to samo, ale każdy ma na całość trochę inne spojrzenie, troszczy
się o pewne rzeczy bardziej niż o inne. Łączenie tych różnorodnych relacji w
spójną całość sprawia, że czujemy się jak dodatkowy członek zespołu,
ruszającego w bój przed nieobliczalną maszkarą.
Kolejna sprawa to zagadka, ale
nie ta fabularna. Taką zawsze da się rozwiązać, zagadka tkwiąca w postaci, to
prawdziwa łamigłówka. Popatrzmy na Reinfelda, tajemniczego pacjenta Dr Sewarda.
Zainteresowanie jego osobą tkwi nie tyle w fakcie jego osobliwych zachowań, ale
tego do czego doprowadzi. Dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej? Co nim
kieruje, co go napędza, dlaczego tu wylądował? Pozornie poboczna persona, ale
zostaje gdzieś z tyłu głowy i podczas lektury wraca się do niej z
przyjemnością.
Rzecz podobnie ma się z Draculą,
choć to postać budowana w inny sposób. Dowiadujemy się o jej bogatej
przeszłości, skrawek po skrawku odkrywamy coraz to nowe fakty...ale nigdy nie
wiemy wszystkiego. W tym sęk, najbardziej boimy się tego, czego nie widać, ale
jednocześnie najbardziej fascynuje nas to, co owiane jest mgłą tajemnicy. Wiemy
jak zaleźć hrabi za skórę i znamy przekrój jego krwiożerczej kariery. Zdajemy
sobie jednak sprawę, że to niezbędne minimum i chcemy więcej. Odczuwamy
pragnienie odkrycia tego, co nie zostało dane na tacy. Śledzimy uważniej tekst
i przebijamy się do przodu, głodni coraz to nowych informacji.
Są oczywiście bardziej prozaiczne
powody. Choćby utarty motyw walki ze złem, w formie najprostszej z możliwych.
Przekłucie biblijnego motywu z Dawidem i Goliatem na własną modłę. Miast
jednego maluczkiego, mamy kilka osób, dlatego też zagrożenie jest odpowiednio
zwiększone i odczłowieczone. Przedstawione jako bezlitosne i silne nad wymiar
monstrum, które ma ogromną przewagę nad naszymi bohaterami. Przed którymi misja
nie tyle trudna, co nieomal beznadziejna. Dzięki odpowiedniej narracji jesteśmy
z nimi związani i jakim to wspaniałym tworem Dracula by nie był, chcemy
żeby plugawe i pradawne zło zostało
pokonane.
Warto i trzeba też wspomnieć o
soczystości tej prozy, która wcale nie odrzuca archaicznym stylem. Wręcz
przeciwnie, dawno nie spotkałem się z lekturą, która oferowała by mi tyle
znakomitych cytatów, czy świetnie skonstruowanych opisów. Sam pobyt Jonathana
Harkera najlepiej oddaje kunszt autora. Mistrzowsko budowane napięcie, atmosferę
odosobnienia i stopniowe popadanie w obłęd.
Zresztą Dracula to powieść
wybitnie wręcz filmowa. Obecnie wiele dzieł przypomina gotowe scenariusze i
każdy stara się, by jego proza budziła w czytelniku wizualne skojarzenia.
Stoker osiągnął w tym względzie absolutne wyżyny. Podczas lektury czuć
napierający mrok, chłód piwnic, dźwięk pękających trumien i głośno bijące serca
postaci. Nie ma tutaj zbędnych i wydłużonych opisów rodem z Orzeszkowej. Tylko
esencja i emocje, które razem tworzą niezwykle efektywną mieszankę.
Mógłbym jeszcze opowiedzieć co
nieco choćby o Van Helsingu, moim osobistym bohaterze, ale ten temat podjąłem
już w recenzji. Moim zdaniem powyższe powody świetnie pokazują, czemu Dracula
wciąż trzyma się tak dziarsko. Silne nacechowanie emocjami, filmowe podejście
do otoczenia, tworzenie silnej więzi z postaciami i motyw walki ze złem w
najlepszej formie – to wszystko tworzy siłę książki Brama Stokera. Ciekaw
jestem waszych opinii na ten temat. Może macie jeszcze inne powody, albo nie
zgadzacie się z pewnymi punktami – napiszcie o tym. Dyskusja zawsze jest w
cenie, a tymczasem – do następnego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz