środa, 1 kwietnia 2015

Dlaczego Dracula przetrwał próbę czasu?



 Znów u nas zawitał Obejrzyj-Przeczytaj-Zagraj...bądź nie, przeczytajcie co tym razem dla was przygotował.


No właśnie, minęło już trochę czasu od mojego ukończenia prozy Brama Stokera, ale wciąż nie mogę do końca przestać o niej myśleć. Wydaje mi się, że analiza tytułowego pytania może być ciekawym pomysłem. To już trochę ponad sto lat od napisania tego wiekopomnego dzieła, a mimo to czyta się je zaskakująco przystępnie. Spróbuje więc nakreślić kilka powodów, dla których moim skromnym zdaniem, opowieść o legendarnym hrabi tak dobrze przetrwała próbę czasu.


Pierwsza ważna kwestia to zastosowanie formy dziennika, jako środka przekazu. Bardzo ważna z wielu powodów i wpływająca ściśle na atrakcyjność lektury. Po pierwsze dzięki tej, a nie innej formie, łatwo złapać więź z prezentowanymi postaciami. Ich przekazy są bardzo osobiste i przebrzmiałe od emocji. Dzięki temu traci się fikcję zawartą w książce, a całość sprawia wrażenie nie wymyślonej, a prawdziwej walki ze złem, spisanej przez osoby w nią zaangażowane. To casus podobny do Blair Witch Project, wszyscy wiemy, że to fikcja, ale swego czasu każdy wierzył w jej prawdziwość. Działa tu ogromna sugestywność przekazu. Z Draculą jest podobnie, gdyby dano ją do przeczytania osobie bez uprzedzeń, nie sądzę by była pewna, że ma do czynienia z tworem wymyślonym. 

Wspomniane punkty widzenia, także odgrywają niebagatelną rolę. Przede wszystkim rozbijają rutynę. Skaczemy po poszczególnych relacjach, przez co trudno wpaść w monotonię. Pozornie wszyscy chcą osiągnąć to samo, ale każdy ma na całość trochę inne spojrzenie, troszczy się o pewne rzeczy bardziej niż o inne. Łączenie tych różnorodnych relacji w spójną całość sprawia, że czujemy się jak dodatkowy członek zespołu, ruszającego w bój przed nieobliczalną maszkarą.

Kolejna sprawa to zagadka, ale nie ta fabularna. Taką zawsze da się rozwiązać, zagadka tkwiąca w postaci, to prawdziwa łamigłówka. Popatrzmy na Reinfelda, tajemniczego pacjenta Dr Sewarda. Zainteresowanie jego osobą tkwi nie tyle w fakcie jego osobliwych zachowań, ale tego do czego doprowadzi. Dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej? Co nim kieruje, co go napędza, dlaczego tu wylądował? Pozornie poboczna persona, ale zostaje gdzieś z tyłu głowy i podczas lektury wraca się do niej z przyjemnością.

Rzecz podobnie ma się z Draculą, choć to postać budowana w inny sposób. Dowiadujemy się o jej bogatej przeszłości, skrawek po skrawku odkrywamy coraz to nowe fakty...ale nigdy nie wiemy wszystkiego. W tym sęk, najbardziej boimy się tego, czego nie widać, ale jednocześnie najbardziej fascynuje nas to, co owiane jest mgłą tajemnicy. Wiemy jak zaleźć hrabi za skórę i znamy przekrój jego krwiożerczej kariery. Zdajemy sobie jednak sprawę, że to niezbędne minimum i chcemy więcej. Odczuwamy pragnienie odkrycia tego, co nie zostało dane na tacy. Śledzimy uważniej tekst i przebijamy się do przodu, głodni coraz to nowych informacji.

Są oczywiście bardziej prozaiczne powody. Choćby utarty motyw walki ze złem, w formie najprostszej z możliwych. Przekłucie biblijnego motywu z Dawidem i Goliatem na własną modłę. Miast jednego maluczkiego, mamy kilka osób, dlatego też zagrożenie jest odpowiednio zwiększone i odczłowieczone. Przedstawione jako bezlitosne i silne nad wymiar monstrum, które ma ogromną przewagę nad naszymi bohaterami. Przed którymi misja nie tyle trudna, co nieomal beznadziejna. Dzięki odpowiedniej narracji jesteśmy z nimi związani i jakim to wspaniałym tworem Dracula by nie był, chcemy żeby  plugawe i pradawne zło zostało pokonane.
Warto i trzeba też wspomnieć o soczystości tej prozy, która wcale nie odrzuca archaicznym stylem. Wręcz przeciwnie, dawno nie spotkałem się z lekturą, która oferowała by mi tyle znakomitych cytatów, czy świetnie skonstruowanych opisów. Sam pobyt Jonathana Harkera najlepiej oddaje kunszt autora. Mistrzowsko budowane napięcie, atmosferę odosobnienia i stopniowe popadanie w obłęd.

Zresztą Dracula to powieść wybitnie wręcz filmowa. Obecnie wiele dzieł przypomina gotowe scenariusze i każdy stara się, by jego proza budziła w czytelniku wizualne skojarzenia. Stoker osiągnął w tym względzie absolutne wyżyny. Podczas lektury czuć napierający mrok, chłód piwnic, dźwięk pękających trumien i głośno bijące serca postaci. Nie ma tutaj zbędnych i wydłużonych opisów rodem z Orzeszkowej. Tylko esencja i emocje, które razem tworzą niezwykle efektywną mieszankę.

Mógłbym jeszcze opowiedzieć co nieco choćby o Van Helsingu, moim osobistym bohaterze, ale ten temat podjąłem już w recenzji. Moim zdaniem powyższe powody świetnie pokazują, czemu Dracula wciąż trzyma się tak dziarsko. Silne nacechowanie emocjami, filmowe podejście do otoczenia, tworzenie silnej więzi z postaciami i motyw walki ze złem w najlepszej formie – to wszystko tworzy siłę książki Brama Stokera. Ciekaw jestem waszych opinii na ten temat. Może macie jeszcze inne powody, albo nie zgadzacie się z pewnymi punktami – napiszcie o tym. Dyskusja zawsze jest w cenie, a tymczasem – do następnego ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz